Wielki sukces pomimo kłopotów. Barlinek Industria Kielce i ich ogromny charakter
Polska piłka ręczna przeżywa jednocześnie piękną i smutną chwilę. W cieniu tragedii i śmierci kieleckiego dziennikarza podczas finału Ligi Mistrzów, zespół Barlinek Industria Kielce sięgnął po drugie z rzędu srebro. Jeszcze kilka miesięcy temu klubowi groziło wycofanie się ze wszystkich rozgrywek.
Gdy pod koniec stycznia zarząd klubu ze stolicy województwa świętokrzyskiego wydał komunikat o poszukiwaniu sponsorów i trudnej sytuacji, nawet najwięksi optymiści nie mogli liczyć na taki finisz sezonu. W ciągu kilku tygodni Barlinek Industria Kielce ustabilizował swoją sytuację finansową, dokończył sezon, wyszarpał tytuł Mistrzów Polski, awansował do Final Four Ligi Mistrzów i do ostatnich sekund walczył o drugi w historii klubu tytuł. Skończyło się na srebrnym medalu, ale to i tak więcej niż mogli spodziewać się kielczanie jeszcze w styczniu czy nawet marcu.
Znów zabrakło niewiele
Final Four Ligi Mistrzów piłkarzy ręcznych jak co roku było wielkim świętem szczypiorniaka, ale i karuzelą emocji godną najważniejszego trofeum na Starym Kontynencie. Zawodnicy z Kielc najpierw w kapitalnym stylu pokonali Paris Saint-Germain, a w finale byli o włos od sukcesu. Na kilkanaście minut przed końcem meczu z SC Magdeburg Barlinek Industria Kielce prowadził w najważniejszym meczu sezonu, jednak ostatecznie doszło do dogrywki, w której minimalnie lepsi okazali się zawodnicy z Niemiec.
Srebrny medal i tak był wielkim sukcesem i okazją do świętowania, jednak smutny cień na osiągnięcie kielczan rzuciły informacje na temat wydarzeń w trakcie meczu. Przerwa w drugiej połowie finału była spowodowana zasłabnięciem Pawła Kotwicy, dziennikarza, który od lat relacjonował mecze kieleckiej ekipy. Mimo reanimacji Polak nie przeżył. Po spotkaniu zespół złożył kondolencje bliskim zmarłego i obiecał wygrać trofeum ku jego pamięci.
W przeszłości ekipa Barlinek Industria Kielce potrafiła wygrywać Ligę Mistrzów i regularnie meldowała się w Final Four. Tegoroczny występ był już szóstym w najlepszej czwórce zespołów w Europie, a po raz trzeci w historii i drugi z rzędu kielczanie zagrali w finale. Ponownie skończyło się na drugiej lokacie i srebrze, ale w obliczu ostatnich miesięcy i niepewnej przyszłości klubu, to sukces o jakim można było tylko śnić.
Kłopoty finansowe
W ostatnich latach w Kielcach dochodziło do wielu zmian na poziomie sponsoringu. Klub zmieniał nazwę, zawierał nowe umowy i wydawało się, że sytuacja powoli nabiera ostrych i pewnych kształtów. Wszystko zmieniło się pod koniec 2022 roku. Choć browar Van Pur był związany z kieleckim szczypiorniakiem czteroletnią umową, właściciel marki Łomża wycofał się, tłumacząc to ograniczeniem wpływów ze wschodnich rynków. Łomża 1 stycznia zniknęła z nazwy, a to oznaczało straty rzędu 10 milionów złotych. Wówczas kielczanie stanęli nie tyle na skraju upadku, co przeciętności i stania się śreniakiem, a nie ekipą z potencjałem na międzynarodowe sukcesy.
Klub miał zaległości wobec zawodników i wszystkimi sposobami próbował ratować się przed przedwczesnym zakończeniem sezonu. – Dalsze decyzje, co do udziału i poziomu zespołu w sezonie 2023/24 zostaną podjęte do końca marca bieżącego roku. Decyzja ta będzie uwzględniać możliwości budżetowe Klubu, a co za tym idzie potencjalny skład zespołu – pisał w styczniowym oświadczeniu zarząd. Po dwóch miesiącach jednak przyszłość nadal wisiała na włosku.
Wielka mobilizacja
Ogromne znaczenie odegrało podejście zawodników, kibiców i wielka determinacja zarządu. Choć kieleccy szczypiorniści cieszyli się zainteresowaniem czołowych klubów Europy, wyrażali chęć dokończenia sezonu i pozostania w Kielcach. W zespole grają zawodnicy największych reprezentacji świata. Bohaterem Final Four Ligi Mistrzów był Andreas Wolff. Niemiec w ostatnich mistrzostwach świata został wybrany do drużyny gwiazd.
Wielu zawodników zgodziło się na wydłużenie czasu oczekiwania na poprawę sytuacji i uregulowanie zaległości. Klub szukał oddechu nie tylko wśród swoich sponsorów, ale również na rynku transferowym. Węgierski Telkom Veszprém sięgnął po Nedim Remiliego, a finanse klubu podreperowała kwota transferu, mniej więcej milion euro.
Barlinek Industria Kielce łapał się, czego tylko mógł, aby dokończyć sezon i osiągnąć zakładane cele. Prezes Bertus Servaas starał się o większe wsparcie od swoich dotychczasowych sponsorów, a także apelował do miasta Kielce czy władz na poziomie wojewódzkim. Trwały gorączkowe poszukiwania nowego sponsora tytularnego, także za granicą z uwagi na sukcesy w Lidze Mistrzów i dużą rozpoznawalność klubu. Ostatecznie na ratunek przyszła firma Barlinek, której większościowym udziałowcem jest Michał Sołowow, kielczanin i najbogatszy obecnie Polak.
Przyszłość klubu
Po ugaszaniu finansowego pożaru w kwietniu zespół mógł skupić się na walce o Mistrzostwo Polski i sukces w Lidze Mistrzów. Barlinek Industria Kielce wyszarpał złoty medal w PGNiG Superlidze ORLEN Wiśle Płock, a następnie otarł się o powtórzenie największego sukcesu w historii klubu, czyli o drugie złoto Ligi Mistrzów piłkarzy ręcznych w historii (po triumfie w 2016 roku).
Wygląda na to, że kielecki szczypiorniak staje twardo na własnych nogach po kłopotach na przełomie 2022 i 2023 roku. Sukcesy na arenie międzynarodowej także pomogły ulżyć w finansowaniu klubu. W piłce ręcznej kwoty nie robią takiego wrażenia, jak w kilku innych dyscyplinach drużynowych, ale 150 tysięcy dolarów za brąz na Klubowych Mistrzostwach Świata w zeszłym roku oraz mniej więcej 400 tysięcy euro za srebro w Lidze Mistrzów to przyzwoite zastrzyki gotówki. Kibice i klub mogą patrzeć w przyszłość z wielkim optymizmem.
Fot. EHF