Wilkowiecki: albo idę po wszystko, albo to nie ma sensu

W trzy lata od debiutu do mistrzostw świata – tak można podsumować historię Roberta Wilkowieckiego, który wkrótce zawalczy o dopisanie do niej koronnego rozdziału. Wilkowiecki to zdecydowanie najszybszy polski Ironman, który po zdobyciu w tym roku wicemistrzostwa Europy, teraz zamierza zaatakować tytuł mistrza świata. W rozmowie z TheSport.pl „Wilku” opowiada o tym jak rozwija się jego kariera, tłumaczy jak wygląda współpraca z jego zespołem oraz opowiada o tym, jaki chciałby zbudować wokół triathlonu.

Rozmowa z Robertem Wilkowieckim to czwarta odsłona cyklu #RoadToKona by Audi, w którym rozmawiamy również z członkami zespołu „Wilka”, wspierającymi go w drodze na mistrzostwa świata Ironman na Hawajach.

Kariera Wilka

W czerwcu Robert Wilkowiecki dokonał czegoś wielkiego – wywalczył we Frankfurcie historyczny, srebrny medal mistrzostw Europy. Pod koniec ubiegłego roku „Wilku” ustanowił rekord Polski Ironman, zaliczając również jeden z najlepszych wyników na świecie podczas zawodów Meksyku. W obecnym sezonie dołożył do tego także rekord kraju na połowie tego dystansu, a do tego został mistrzem Polski i – jak wspomniano na początku – wicemistrzem Europy. Tym samym wywalczył sobie awans na mistrzostwa świata – zarówno na pełnym Ironmanie, jak i dystansie 70.3.

Wszystkie dotychczasowe sukcesy to dla Wilkowieckiego jedynie przystanki. Głównym celem od zawsze były mistrzostwa świata Ironman, w których Polak zawalczy już 8 października. Swoją drogę na triathlonowy szczyt „Wilku” przebył w ekspresowym tempie. Tak naprawdę triathlon zaczął uprawiać dopiero w 2019 roku. Wcześniej zajmował się pływaniem.

– Pływanie uprawiałem wyczynowo, byłem medalistą, a nawet mistrzem Polski w kategoriach juniorskich. Jako junior meldowałem się w finałach mistrzostw Polski seniorów – to był poziom wyczynowy. Początkowo nie planowałem wiązać z tym życia, ale moja kariera zaczęła się rozwijać. Chciałem wykorzystać moje sukcesy pływackie, aby otrzymać stypendium sportowe w USA. Rozmawiałem z kilkunastoma uniwersytetami, również z pierwszej dywizji. Najbardziej zainteresowane mną było Georgia Tech, zaawansowane rozmowy prowadziłem też z University of Arizona. Proponowano mi stypendium, walczyłem nawet o lepsze wyniki w pływaniu, aby je podwyższyć. W pewnym momencie zrozumiałem jednak, że jak mam trenować tylko po to, żeby się utrzymać na uczelni przez kolejne kilka lat, to chyba jednak w tym siebie nie widzę. Stwierdziłem, że albo rzeczywiście idę w sport zawodowy po wszystko, albo to nie ma sensu – opowiada Robert Wilkowiecki, tłumacząc, dlaczego zdecydował się kontynuować karierę w Polsce.

To właśnie po zakończeniu kariery pływackiej „Wilku” przerzucił się na triathlon. Na co dowodów nie brakuje – solidne doświadczenie wyniesione z pływania stanowiło równie solidną podstawę do rozwijania się jako profesjonalny triathlonista.

– Czułem, że nie jestem w stanie rozwinąć się w pływaniu do poziomu międzynarodowego, mimo że bardzo ciężko i rzetelnie trenowałem, a do tego dochodziły problemy zdrowotne. Namawiano mnie na triathlon, który początkowo traktowałem jako rozrywkę, ale gdzieś z tyłu głowy miałem z tym związane ambitne marzenia. Dość szybko zacząłem się rozwijać na tyle, że rzeczywiście ta droga zaczynała mieć sens. Realnie zacząłem myśleć o tym, że chciałbym zostać zawodowym triathlonistą w 2019 roku. Na początku roku zacząłem sobie to układać, a pod jego koniec byłem już w stu procentach przekonany, że będę do tego dążyć – mówi dalej Wilkowiecki.

Pierwsze rozmowy „Wilka” z PCG TheSport Team odbyły się pod koniec 2019 roku. Wtedy Wilkowiecki po raz pierwszy w życiu wystartował w zawodach Ironman w Barcelonie i zajął tam rewelacyjną ósmą lokatę, bijąc jednocześnie rekord Polski. Tym wynikiem zwrócił na siebie uwagę Piotra Barana – pasjonata triathlonu i biznesmena. Projekt ruszył, a Baran wkrótce pozyskał najlepszych specjalistów do współpracy z „Wilkiem”. Plan od początku zakładał budowę profesjonalnego środowiska, które umożliwi optymalny sportowy rozwój na każdym polu. Więcej na ten temat przeczytacie TUTAJ.

– Długofalowa wizja tego projektu i profesjonalne podejście bardzo mi odpowiadały. To był już taki moment, że wiedziałem, że chcę być profesjonalnym sportowcem i wiążę z tym całe swoje życie. Oczywiście na początku byłem nieco zdystansowany, ponieważ to była dla mnie nowość. W środku czułem jednak, że jestem w stanie w pełni uwierzyć w ten projekt – opowiada dalej Wilkowiecki

Wokół Roberta powstał profesjonalny zespół, który tworzą m.in. trener, psycholog sportowy, fizjoterapeuta, dietetyk, menadżer czy specjaliści od mediów. Po pewnym czasie pojawiły się również sukcesy, które echem odbijają się w mediach. Wraz z nimi popularność „Wilka” rośnie, ale to świetny wynik na mistrzostwach świata zwiększyłby ją w największym stopniu. Nawet pomimo tego, że triathlon to nadal sport niszowy.

– Odzew jest dobry. Nadal można mówić, że dopiero zaczynamy, więc nie wszyscy wiedzą, jaki jest cel naszego projektu, jednak zawodnicy, z którymi rywalizuję, podchodzą do tego z szacunkiem i podziwem. Część z nich również próbowała pójść w stronę zawodowstwa, próbowali pewnych rozwiązań, ale to nie zawsze się udaje. Teraz oni podchodzącą do sportu mniej profesjonalnie, ale gratulują nam, że postawiliśmy na nasz projekt i nie zatrzymujemy się w tym naszym dążeniu. Pojawiają się nawet zapytania o możliwość dołączenia do nas – zdradza Wilkowiecki.

Walka na mistrzostwach świata

Zespół skupiony wokół „Wilka” wykonał ogromną pracę. Cel, jakim był awans na mistrzostwa świata, został osiągnięty, teraz czas na wywalczenie dobrego rezultatu w Kona. To będą jednak inne zawody niż te, w których dotychczas Wilkowiecki brał udział. Na Hawaje zjedzie się absolutna światowa czołówka.

– Nie rozmyślam nad moim wynikiem na Hawajach. Bardzo się cieszę, że mogę tam rywalizować, ale bynajmniej nie chcę stawiać siebie w roli faworyta. Postrzegam to jako kolejny etap naszego projektu. Uważam, że skoro tutaj dotarłem, to znaczy, że jestem gotowy, aby rywalizować z najlepszymi. I byłem już wcześniej, dlatego to doszło do skutku. Najpierw z pewnością trzeba się przygotować, nie tylko fizycznie, ale pod każdym względem. Mentalnie czuję się gotowy na to wyzwanie. Nie odczuwam nadmiernej euforii, turbo-stresu, ani presji. Podchodzę do tego wszystkiego normalnie – mówi Wilkowiecki.

Choć na co dzień „Wilka” otacza zespół, to w trakcie samych zawodów wszystko zależy od niego. Dlatego istotnym aspektem przygotowań jest obranie właściwej taktyki i przygotowanie możliwych strategii. Zwłaszcza podczas mistrzostw świata – startując na innych zawodach Ironmana można się spodziewać, że zawodnik, który nie ma topowych notowań, nagle jednak ze strategicznego punktu rozgrywania wyścigu może okazać się groźnym rywalem. Z kolei na mistrzostwach świata lista startowa jest z góry znana. Jest jasne, że każdy musiał awans tutaj wywalczyć, więc z góry można spodziewać się bardzo wysokiego poziomu po wszystkich. Tu nie ma przypadkowych zawodników.

Zawody tak wysokiej rangi rządzą się swoimi prawami. Można analizować poprzednie imprezy, ale przebieg rywalizacji na mistrzostwach świata jest zupełnie nie do przewidzenia, ponieważ tu każdy chce się pokazać z jak najlepszej strony. Niektórzy przeszarżowują, niektórzy się spalają, niektórzy nagle dostają dodatkowej mocy. Wilkowiecki – jak sam podkreśla – zdaje sobie sprawę, że trzeba być tego wszystkiego świadomym, poukładać sobie wcześniej w głowie możliwe scenariusze, ale jednocześnie być na tyle mocnym i pewnym swojego, aby działać. To kwestia przygotowania mentalnego i taktycznego.

– Moim celem nadrzędnym jest, aby podejść do tych mistrzostw w najlepszy możliwy sposób i jak najlepiej wykonać swoją robotę. Jeżeli cały nasz zespół da z siebie wszystko, to bardzo mocno wierzę, że osiągniemy świetny rezultat. Nie zamierzam nastawiać się, że jedziemy na Hawaje po doświadczenie, bo mocno wierzę w to, że już podczas pierwszych mistrzostw stać mnie na to, aby nawiązać walkę. Chcę skupić się na wykonaniu swojej pracy i osiągnięciu wszystkiego, co sobie założyliśmy na ten wyścig – zapowiada Wilkowiecki.

Impreza na Hawajach to nie jedyne zawody rangi mistrzowskiej, które czekają w tym roku na polskiego triathlonistę. „Wilku” wywalczył sobie również awans na mistrzostwa świata na dystansie połowy Ironmana w Utah.

– Naszym głównym startem są Hawaje, mistrzostwa świata na połówce traktujemy jako start dodatkowy. Oczywiście nie bagatelizujemy tych zawodów, ale mamy świadomość, że najważniejsza jest Kona. Jeżeli chodzi o przygotowanie, ono musi być tak samo solidne przed oboma dystansami. W naszym zespole trwa dyskusja, czy pod kątem fizycznym jest zasadność, aby eksploatować organizm tak mocno, więc mamy jeszcze pole do zmiany decyzji, jeśli wyścig na Hawajach będzie kosztował mnie zbyt wiele. Z drugiej strony dzięki wywalczeniu tych kwalifikacji, w tym roku tak naprawdę zaliczyłem wyraźnie mniej startów w porównaniu do poprzednich sezonów, dlatego uważam, że tej energii będę miał wystarczająco. Czegoś takiego jak start na połówce trzy tygodnie po pełnym Ironmanie jeszcze jednak nie robiłem. Jednocześnie mamy świadomość, że walczymy także o punkty do rankingu PTO – tłumaczy Wilkowiecki.

Triathlon jako sport uniwersalny

Bieganie, pływanie i jazda na rowerze to numer jeden wśród aktywności sportowych na świecie. Pomimo tego triathlon nadal nie należy to mainstreamu. Są tacy, którzy traktują go jako zupełną egzotykę i pytają „a gdzie karabin?”. Inni patrzą na niego jak na sport ekstremalny, coś „freakowego” – nie jak na sport zawodowy. Jest oczywiście też postrzeganie triathlonu w obiektywny sposób – wiele osób rozumie, na czym polegają odmiany triathlonu, w tym Ironman, który jest dystansem nietypowym.

– Liczę na to, że przyłożymy się do wzrostu popularności triathlonu i spojrzenia na niego jak na dyscyplinę bardzo dostępną, łączącą w sobie trzy najbardziej naturalne konkurencje. Do tego triathlon musi być również postrzegany jako sport wyczynowy, w którym na pewnym pułapie rywalizują atleci na najwyższym poziomie – czy to jeśli chodzi o dystans olimpijski, czy o Ironman. Chcielibyśmy rozpropagować taki punkt widzenia. Spójrzmy na to, jak patrzy się na kolarzy – wiadomo, że to są zawodowcy, właśnie o taki wizerunek nam chodzi. To rywalizacja sportowa na bardzo wysokim poziomie – na igrzyskach olimpijskich po pływaniu i jeździe na rowerze, aby wygrać, trzeba było jeszcze pobiec „dychę” poniżej 30 minut, a to jest poziom najlepszych polskich lekkoatletów, biegających „na sucho” – obrazuje Wilkowiecki.

– Chciałbym, żeby postrzegano triathlon jako dyscyplinę bardzo profesjonalną oraz aby ludzie rozumieli, że jednocześnie to sport bardzo przystępny – to nie tylko Ironman czy dystanse Ultra, kojarzące się z bólem, cierpieniem etc., ale że może to być również przyjemny, rekreacyjny sport. Można pokonać krótszy dystans, nie trzeba być od razu herosem. Zawodowcy stoją natomiast na bardzo w wysokim poziomie. Tu w wyjątkowy sposób łączy się środowisko amatorskie i profesjonalne – podczas zawodów zaraz po zawodowcach startują amatorzy. Tego nie ma w innych dyscyplinach, nie doświadczy się tego w piłce nożnej. W innych krajach, jak Niemcy czy Francja, podobny wizerunek został zbudowany. Triathlon niekoniecznie wszystkim jednak kojarzy się z zawodowstwem. Wiele osób nadal nie jest świadome, że tutaj też są tacy sami profesjonaliści jak w kolarstwie. Ukończenie z dobrym rezultatem Ironmana nie jest w zasięgu każdego, kto dopiero wstał z kanapy, ale pobawienie się w ten sport, jego odkrywanie i powolny rozwój w nim jest dla wszystkich. Nie trzeba od razu rzucać się na najdłuższe dystansy – kończy Wilkowiecki.

__________________

#RoadToKona by Audi to cykl przybliżający drogę Roberta Wilkowieckiego na mistrzostwa świata Ironman odbywające się na Hawajach. W jego ramach rozmawiamy z „Wilkiem” oraz członkami zespołu, współodpowiedzialnymi za jego sukcesy. W innych odsłonach cyklu występują menadżer Piotr Baran, trener Filip Szołowski oraz fizjoterapeuta i trener przygotowania motorycznego Przemysław Kubiak.

CZYTAJ TEŻ >>> Piotr Baran: na tym polega mistrzostwo

CZYTAJ TEŻ >>> Filip Szołowski: chcemy zawalczyć o coś więcej
CZYTAJ TEŻ >>> Przemysław Kubiak: budujemy coś na światowym poziomie

Damian Filipowski

Udostępnij

Translate »