Igrzyska olimpijskie w Pekinie bez Stanów Zjednoczonych?
Nie od dziś wiadomo, że relacje pomiędzy USA a Chinami nie należą do wzorowych. W ostatnich tygodniach przekłada się to na sport, ale prawdziwa bomba wciąż tyka. Biały Dom ogłosił dyplomatyczny bojkot igrzysk w Pekinie. Czy Chiny w odwecie mogą nie dopuścić do startu sportowców ze Stanów Zjednoczonych, lub utrudniać im życie po przylocie? Na razie mówią o „zdecydowanych środkach odwetowych”.
Informacje o tym, że Amerykanie nie wyślą do Chin swoich dyplomatów, krążyły od dłuższego czasu. Pierwszy raz mogliśmy usłyszeć takie głosy po tajemniczym zaginięciu tenisistki Peng Shuai, która 2 listopada oskarżyła o gwałt byłego wicepremiera Chin. Po tym jak zamieściła wpis w mediach społecznościowych… zapadła się pod ziemię.
W obronie zawodniczki będącej niegdyś 14. rakietą świata stanęły wówczas liczne podmioty, z WTA, znanymi sportowcami i ambasadą Stanów Zjednoczonych na czele. Już wtedy prezydent Joe Biden zaczął wspominać w publicznych wystąpieniach, że rozważa dyplomatyczny bojkot zimowych igrzysk olimpijskich, które rozpoczną się na początku lutego 2022 roku w Pekinie. W poniedziałek ogłosił to oficjalnie.
Nie pomogły tłumaczenia chińskiego reżimu, który w propagandowych mediach upublicznił zdjęcia Peng w restauracji, ani nawet wideokonferencja z prezesem MKOl Thomasem Bachem, w której trakcie Peng zapewniała, że wszystko jest ok i prosi o uszanowanie jej prywatności. Trudno się dziwić, skoro robiła to w towarzystwie chińskiej urzędniczki państwowej. Więcej na ten temat pisaliśmy TUTAJ.
Czym jest dyplomatyczny bojkot?
Sprawa z Peng Shuai to tylko jeden z powodów, wcale nie najważniejszy, choć wpisujący się w pozostałe. Chodzi oczywiście o notoryczne łamanie praw człowieka przez Chińską Republikę Ludową, a najdrastyczniejszym tego przykładem jest to, co dzieje się obecnie w północno-zachodnim rejonie Sinciang. Dochodzi tam do ludobójstwa, którego ofiarami są Ujgurzy (zamieszkująca tam mniejszość muzułmańska).
– Nie możemy udawać, że nie widzimy, co się dzieje i nie reagować. Obecność dyplomatycznej reprezentacji USA na igrzyskach oznaczałaby, że traktujemy te igrzyska jak każde inne pomimo skandalicznych naruszeń praw człowieka. Sportowcy zespołu USA mają nasze pełne wsparcie, ale będziemy ich dopingować z domu, śledząc transmisje w telewizji – powiedziała sekretarz prasowa Białego Domu Jen Psaki.
Mało tego. Antony Blinken, sekretarz stanu USA, wezwał do podobnych działań wszystkich sojuszników Stanów Zjednoczonych, czyli także Polskę. Oświadczył, że konsultował to już z poszczególnymi przedstawicielami i namawiał do wspólnego podejścia do tego trudnego tematu.
Bojkot dyplomatyczny pokrótce oznacza, że Amerykanie nie wyślą polityków i oficjeli na igrzyska do Pekinu. Sportowcy i trenerzy mają na to zgodę i rządowe wsparcie, więc teoretycznie martwić się nie muszą. Ale czy na pewno?
Pekin: USA zapłaci wysoką cenę za swoje błędne działania
Chińczycy w pierwszej chwili zdawali się bagatelizować temat. Początkowo nazwali to nawet manipulacją polityczną, ponieważ jak zapewniła chińska ambasada w Waszyngtonie, politycy z USA w ogóle nie zostali jeszcze zaproszeni na igrzyska w Pekinie.
– W rzeczywistości nikt nie dba o to, czy ci ludzie przyjadą, czy nie i nie będzie to miało żadnego wpływu na organizację imprezy – podkreślił Liu Pengyu, rzecznik ambasady Chin w USA.
W samym Państwie Środka głosy niezadowolenia wybrzmiały już dużo mocniej. Zhao Lijian, rzecznik tamtejszego Ministerstwa Spraw Zagranicznych zapowiedział „zdecydowane środki odwetowe”. Nie sprecyzował, o co dokładnie może chodzić, ale dodał, że „USA zapłaci wysoką cenę za swoje błędne działania.”
Na koniec Zhao wezwał USA, by zaprzestało mieszać sport z polityką, bo to „sprzeczne z zasadami olimpijskimi.” Stwierdził, że ta decyzja Waszyngtonu zaszkodzi fundamentowi i atmosferze igrzysk.
Tak zdecydowana i ostra reakcja chińskich władz budzi niepokój w reprezentacji olimpijskiej. Amerykańscy komentatorzy spekulują, że Chiny mogą dążyć do niedopuszczenia sportowców z USA do startów, lub utrudniać im życie już po przylocie.
CNN jako jedno z możliwych zagrożeń przytacza łatwość w zmienianiu, a nawet wprowadzaniu okresu kwarantanny po przylocie do Chin z różnych zakątków świata. Będący na lotnisku urzędnik może zadecydować, że pasażerowie jednego lotu z Nowego Jorku nawet bez ważnych testów na obecność COVID-19 mogą po prostu przejść odprawę i zostać wpuszczonymi do kraju, a ci, którzy przylecą dwie godziny później, mogą już zostać skierowani na kwarantannę, której długość zależy wyłącznie od niego.
Nad wszystkim czuwa MKOl, który z niepokojem przygląda się narastającemu konfliktowi na linii Waszyngton – Pekin. Wiele mówiący jest także fakt, że jak na razie jedynym światowym przywódcą, który potwierdził swoją obecność na igrzyskach w stolicy Chin, jest Władimir Putin.