„Ciekawe CV”, czyli polskie gdybanie nad piłkarskim paździerzem

Znamy to aż za dobrze. Nazwisko znane z Football Managera (wersja sprzed dekady), medalista mistrzostw któregoś z kontynentów w kategorii U14, 4 występy z ławki w drugiej lidze angielskiej, a w Tesco na Wyspach widział Paula Scholesa – tak wygląda profil każdego kolejnego zawodnika, który przychodzi do Ekstraklasy „robić wrażenie”. I stety-niestety, najświeższy przykład Stefanosa Kapino w Miedzi pokazuje, że kibice wciąż takie tandetne zarzutki łapią jak pelikany.

O Stefanosie Kapino można już w polskich mediach przeczytać niemal wsystko. Dziennikarze przerzucają się z twitterowiczami, wyciągając (i rozciągając) życiorys Greka, który obiektywnie – karierę miał co najwyżej mierną. Wicemistrz Europy do lat 17. Kadrowicz. Rezerwa tu, trybuny tam. Ponadprzeciętny wzrost. Fajny zarost. Kto da więcej?

Tymczasem Kapino dołącza do panteonu legnickich „ciekawych CV” – na samej bramce stawiali już takich ananasów jak Anton Kanibołocki (ponad 43 mecze w Szachtarze, znajomość pakietu Office) czy Sosłan Dżanajew (1 mecz w reprezentacji Rosji, kreatywność i umiejętność pracy w grupie).

Wprawdzie, Legnica jest ekstraklasową stolicą piłkarską zbieractwa i badziewia. Nietrudno sobie wyobrazić dział HR w Miedzi (bo przecież nie skautingu), który całymi dniami obdzwania inną listę zawodników – w poniedziałki byli piłkarze drużyn U16 w Anglii i Niemczech; we wtorki każdy z wartością powyżej miliona na transfermarkcie; w środy „wolni zawodnicy” z trybu kariery w Fifie, itd.

Uprawiam malkontenctwo – prawda. Ktoś skontruje, że na ekstraklasowym łez padole, to właśnie byli ogrzewacze trybun w Werderze Brema sprawiają, że skala emocji choć odrobinę wybija się ponad przeciętność. Problem jednak leży w tym, że w zdecydowanej większości przypadków, apogeum jakkolwiek pozytywnych emocji przypada na moment ogłoszenia transferu – później już leci na łeb, na szyję.

Spójrzmy bowiem na ostatnich kilkunastu właścicieli ciekawych (i niepolskich, bo to nudne!) CV, którzy do swoich fascynujących dokumentów dopisali etat w naszej lidze:

Pedro Justiniano – Włoch i Portugalczyk w jednym (choć Polska zmieniła go w Gwinejczyka-Bissau [???]), a wśród poprzednich pracodawców Juventus i Porto. Do CV załącza też dwa wpisy Jacka Kuliga, który wymienił go wśród utalentowanej młodzieży. No i zaczął solidnie, a w Radomiu już zaczynali liczyć pieniądze, jakie wyłożą najpewniej Turcy za gościa z Radomiakiem w CV. Do poziomu „a zapowiadał się dobrze” dotarł już w końcówce września.

Matias Nahuel – niestety Śląsk nie sprowadził Nahuela z Oviedo.

Angelo Henriquez – w tym przypadku trudno było komukolwiek utrzymać wodze fantazji, wszak Henriquez nosił wodę Ryanowi Giggsowi. W Manchesterze United. Były napastnik Manchesteru United, jak na złość wszystkim powyższym teoriom, w Legnicy daje radę. Mówi się więc, że trudno będzie zatrzymać byłego napastnika Manchesteru United, gdyż byli napastnicy Manchesteru United z reguły mierzą wyżej, niż gra o utrzymanie w Polsce. 

Luciano Narsingh z kolei odniósł sukces już samym złożeniem podpisu na umowie, wszak znalazł się w hall of fame ekstraklasowych życiorysów. Aż rozpiera niezdrowa ciekawość, co Holender sobie tam wpisał. Z pewnością jednak do sekcji referencji dołoży sobie ładną laurkę od Miedzi (o ile w ogóle będzie chciał ją wyeksponować, bo jak wyglądałby spadek z Ekstraklasy w TAKIM CV?)

Daníel Leó Grétarsson do Śląska trafił nie tylko z szalenie ciężką w naszych realiach łatką, pożal się boże, reprezentanta, ale też – według social-mediowych detektywów – Wrocławianie wyszarpali go Blackpool, okazując bezkompromisową dominację. Dość długo trwała racjonalizacja słuszności tego ruchu, której nie pomagały wyjazdy na kadrę mimo stałego „dyskomfortu”, mocniej odczuwalnego w polskim klimacie.

Christian Clemens – CV tego faceta to istny fenomen, bo Schalke i FC Koln to tak mocne pozycje, że można się z nimi ślizgać nawet po Niemczech. I nawet po Lechii, w której wyglądał tak, jakby je w całości zmyślił, można być pewnym, że jakiś frajer to jeszcze łyknie.

Dani Pacheco – jeden z mocniejszych życiorysów, jakie widzieliśmy w Ekstraklasie? Prawdopodobnie. No i ten to się po prostu udał, bo jakże miałby się nie udać transfer gościa z takim CV? Oby więcej takich historii!!

Joseph Colley – młody, podobno zdolny, a w przeszłości Chelsea, Chievo Verona i młodzieżowe reprezentacje Szwecji, czyli… wszystkie przesłanki, by okazać się totalnym ekstraklasowym plackiem i co najwyżej podstawą ciekawostek Wojciecha Jagody. Idealnie się za to wkleił obok Igora Łasickiego w linii obrony, która może i nie straszy umiejętnościami defensywnymi, ale jest komunikatywna i zna pakiet Adobe.

Elvis Manu – Ghańczyk/Holender ewidentnie nasłuchał się o tym, ile w ekstraklasie znaczy porządnie sklejony dokument i – z Brighton i Feyenoordem za pasem – przeprowadził fascynujący eksperyment społeczny. Sprawdził jak długo można wysiedzieć na kontrakcie stojąc w miejscu na murawie. Dokładnie 11 meczów.

Jewhen Konoplanka – nawiązując do powyższego, śmiem założyć, że u Konoplanki ta granica leży nieco dalej, bo do dziś ten transfer wydaje się nieco abstrakcyjny. Jacek Zieliński opowiadał „Meczykom”, że na treningach umiejętności pokazuje ponadprzeciętne, tylko musi je przenieść na mecze.

Już się wystrzelałem z ironii.

Lindsay Rose – kiedyś, za czasów w których – jeszcze jako Francuz – pracował nad CV, które pozwoli mu trafić nad Wisłę, natknąłem się na wybitną opinię, że jego imię, pozbawione kontekstu, wygląda jak rodem ze stron dla dorosłych. I mniej więcej w tym kierunku udał się jego polski CV-eksperyment, bo – poza rauszem nad Zegrzem – zabłysnął co najwyżej znakomitą autorefleksją:

Na tym, rzecz jasna, nie koniec, ale Frank Castaneda, Jason Lokilo czy Raphael Rossi, jak na złość, wybijają się z ananasowego pola życiorysowej przeciętności. Niemniej,„ciekawe CV” tak głęboko wsiąkły w kulturę polskiego futbolu, że wręcz marnotrawstwem byłoby nie pójść za ciosem. Proponuję otworzyć rywalizację w poziomie ciekawości piłkarskiego CV ekstraklasowicza. Rokrocznie, właściciel najciekawiej sporządzonego CV otrzymywałby Nagrodę im. Lukasa Podolskiego, do której dołączany byłby płatny (!) wakacyjny staż w biurze prasowym Stali Mielec.

Słowem końca, wróćmy jeszcze do Stefanosa Kapino. W piątek będzie miał pierwszą okazję zadebiutować przed legnicką publicznością, w pierwszym meczu wiosennej drogi Miedzianki na szczyt. Czy poradzi sobie z ofensywą Radomiaka? Prawdę mówiąc, szanse na to można oszacować co najwyżej na słynne piłkarskie „50 procent” – albo to dźwignie, albo będzie kolejnym, typowym legnickim transferem.

Czy więc rzeczywiście staje w jakkolwiek lepszej pozycji wyjściowej od przypadkowego starego Słowaka z rękawicami?

Nie wiem, ale CV ma rzeczywiście wyborne.

https://superbet.pl/rejestracja?bonus=THESPORT

Fot. Miedź Legnica

Rafał Hydzik

Udostępnij

Translate »