Katarzyna Kawa: Magiczna granica utrzymania się z tenisa to okolice 230. miejsca
– Zawodnicy poniżej około 250. miejsca w rankingu mają ogromne trudności, by utrzymać się z tenisa. Nawet podróżując samemu przez cały rok, nie są w stanie zarabiać na grze. Magiczna granica to okolice 230. miejsca w rankingu – mówi portalowi TheSport.pl tenisistka Katarzyna Kawa. Zawodniczka turniejem w Brazylii zakończyła sezon 2024. Od poniedziałku (9 grudnia) zajmuje 227. miejsce w rankingu WTA.
Mocna końcówka sezonu Katarzyny Kawy. Cel? Pierwsza setka rankingu WTA
W 2024 roku Katarzyna Kawa postawiła na bardzo mocną końcówkę sezonu za oceanem. Od października próbowała swoich sił w USA, Argentynie i Brazylii. W turnieju w Buenos Aires doszła do finału, gdzie uległa Mayar Sherif (68. w WTA). Natomiast Challengerem we Florianopolis zakończyła zmagania w tym roku – porażką z 89. Marią Lourdes Carle.
– Sezon był bardzo nierówny, ale pod jego koniec udało mi się wreszcie złapać formę i ją ustabilizować. W trakcie roku miałam sporo dobrych meczów, ale zdarzały się też dłuższe okresy, kiedy grałam poniżej swoich możliwości. Z różnych powodów. Docelowo oczywiście chciałabym znaleźć się w pierwszej setce rankingu w przyszłym roku, co pozwoliłoby mi regularnie grać w turniejach wielkoszlemowych. Jednak nie planuję tego w ścisłych ramach czasowych – miesiąc po miesiącu – mówi portalowi TheSport.pl Katarzyna Kawa.
Każdy chce tam dotrzeć. Różnica w finansach ogromna, a w poziomie gry – niekoniecznie
Nie jest odkryciem stwierdzenie, że to turnieje wielkoszlemowe mają największy wpływ na zarabianie dużych pieniędzy w karierze tenisisty. Zawodnicy spoza pierwszej setki rankingu muszą najczęściej grać kwalifikacje.
– Start w kwalifikacjach to ogromne wyzwanie. Trzeba wygrać trzy mecze, które często są bardzo wymagające, bo rywalizuje się z zawodniczkami z drugiej setki rankingu. Warto zauważyć, że różnica w poziomie między tenisistkami z kwalifikacji a tymi z turnieju głównego nie jest aż tak duża, jak mogłoby się wydawać. Często widzimy, że kwalifikantki docierają daleko w turniejach głównych – podkreśla Katarzyna Kawa. Przykładem jest Lulu Sun, która w lipcu robiła furorę na kortach Wimbledonu i dotarła do ćwierćfinału.
Sam awans do turnieju głównego po kwalifikacjach to już duży sukces, ale też wyczerpujące doświadczenie. Zaczyna się turniej mając za sobą trzy trudne mecze.
Dla zawodników i zawodniczek spoza topowej setki często nawet sam udział w kwalifikacjach jest jednym z najbardziej dochodowych w całym roku. Za dwa zwycięstwa, a następnie porażkę w finale turnieju kwalifikacyjnego do US Open można otrzymać 52 tys. dolarów. To więcej niż cała pula dużej część zawodów rangi Challenger.
– Można wyróżnić dwie kluczowe granice – pierwsza to dostanie się do turnieju głównego, druga to w ogóle możliwość startu w kwalifikacjach. Te eliminacje nie tylko pozwalają zarobić, ale dają szansę na wejście do turnieju głównego i walkę o większe pieniądze. To są dwa ważne skoki rankingowe, które mają ogromne znaczenie dla zawodniczek – wylicza nasza rozmówczyni.
Tenis z drugiej i trzeciej setki rankingu od kulis. „Oni nie są w stanie zarabiać na grze w tenisa”
– Zawodnicy poniżej około 250. miejsca w rankingu mają ogromne trudności, by utrzymać się z tenisa. Nawet podróżując samemu przez cały rok, nie są w stanie zarabiać na grze. Magiczna granica to okolice 230. miejsca w rankingu, gdzie regularny start w kwalifikacjach turniejów wielkoszlemowych staje się możliwy – mówi nam Katarzyna Kawa.
Duże sumy widzimy na co dzień również w przypadku punktów rankingowych. Czasami rozegranie jednego meczu w Australian Open czy US Open jest równoważne pięciu-sześciu meczom na niższym poziomie. A to właśnie tam trwa nieustanna i dynamiczna rotacja.
– Zawodniczki walczą do samego końca sezonu, często podejmując ostateczne próby, by osiągnąć upragniony cel, co prowadzi do wielu przetasowań w rankingu w ostatnich tygodniach – tłumaczy Kawa.
Kiedy najwięcej zawodniczek rezygnuje w ogóle z gry w tenisa?
– Najczęściej na etapie prób dostania się do turniejów wielkoszlemowych. To najcięższy czas w karierze – trzeba grać w mniejszych turniejach, gdzie nagrody finansowe są symboliczne, a koszty podróży, zakwaterowania i treningów bywają ogromne. Wiele osób nie wytrzymuje tej presji i odchodzi z zawodowego tenisa. To miejsce, gdzie odpada największa liczba zawodników, zanim osiągną szczyt – wyjaśnia tenisistka.
„Wszystko, co jest potrzebne, leży w mojej gestii”
Konieczność grania na mniejszych turniejach to często ogromne wyzwanie logistyczne.
– Podróże to spora część mojej codzienności jako tenisistki – zajmuję się wszystkim, od rezerwacji lotów i hoteli po organizację przejazdów. Tak naprawdę wszystko, co jest potrzebne do wyjazdu na turniej, leży w mojej gestii. Przygotowanie fizyczne muszę dostosowywać do nawierzchni, na której gram, oraz do dostępnego czasu. Ostatnio, jeżdżąc praktycznie z turnieju na turniej, miałam bardzo krótkie okresy przygotowawcze, wręcz minimalne. Jeśli między startami miałam 3-4 dni, to zazwyczaj półtora dnia przeznaczałam na odpoczynek, a pozostały czas intensywnie trenowałam – opowiada nam Katarzyna Kawa.
Problemem są też dni spędzone w podróży.
– To nie są ani dni wypoczynkowe, ani treningowe. Dlatego planując trasy, coraz częściej decyduję się na wygodniejsze rozwiązania, nawet jeśli oznacza to większe koszty. Przykładowo, wybieram loty w dzień zamiast w nocy, by unikać zarwanych nocy, które prowadzą do zmęczenia. Te drobne rzeczy, jak zmiany stref czasowych, klimatu czy trudne podróże, mogą się nawarstwiać i ostatecznie sprawić, że organizm po prostu się buntuje – dodaje.
Zmęczenie fizyczne i psychiczne przekłada się wtedy na wyniki.
– Czasem po prostu brakuje energii, by dać z siebie więcej. Innym razem pojawiają się kontuzje czy choroby – w tym roku miałam 6-8 infekcji. To wszystko pozostawia ślad, dlatego odpowiednie planowanie jest absolutnie kluczowe – mówi.
W rozmowie posłużyliśmy się przykładem piłki nożnej, gdzie zawodnicy bardzo często grają mecze co trzy dni, choć ich główna część sezonu jest zawsze taka sama.
– Tam można się do takiego rytmu przygotować, bo od początku sezonu wiadomo, kiedy i gdzie będą odbywać się spotkania. W tenisie nie ma takiej przewidywalności. Nigdy nie wiem, czy zagram jeden mecz w turnieju, czy aż dziewięć, jeśli dotrę do finału w singlu i deblu. Tygodnie, w których gra się jeden mecz, i te z dziewięcioma meczami to zupełnie różne obciążenia. Nie można działać według sztywnego harmonogramu, bo każdy turniej może potoczyć się inaczej. Na przykład zaplanuję trzy turnieje – przegram wszystkie w pierwszej rundzie i w ciągu pięciu tygodni rozegram zaledwie trzy mecze. Z kolei jeśli zajdę daleko w dwóch turniejach, trzeci może już nie mieć sensu – wyznaje nam Katarzyna Kawa.
Mężczyźni mają łatwiej. „Mają większe udogodnienia w mniejszych turniejach
Wśród dyskusji o różnicach w zarobkach mężczyzn i kobiet w sporcie laicko można postawić tenis za wzór, gdzie zawodnicy obu płci zarabiają podobnie. Nic więc dziwnego, że spośród 15 najlepiej zarabiających sportsmenek 2024 roku aż dziewięć z nich to tenisistki. Okazuje się, że tylko topowe postaci mogą liczyć na duże uznanie w kwestii finansów. Na turniejach niższej rangi tenis nie różni się od piłki nożnej, koszykówki czy siatkówki.
– Oczywiście, w największych turniejach mówi się o wyrównywaniu nagród pieniężnych, ale poza nimi różnice są ogromne. W mniejszych turniejach nagrody pieniężne dla mężczyzn są często wielokrotnie wyższe niż te dla kobiet. Dodatkowo, w turniejach rangi ATP Challenger zawodnicy mają zapewnione zakwaterowanie i wyżywienie już od turniejów o puli wynoszącej 40 tys. dolarów. U nas, w WTA, podobne udogodnienia pojawiały się dopiero przy turniejach od 125 tys. dolarów, a i tak obejmowały tylko zawodniczkę, nie trenera. To oznacza ogromne koszty dla zawodniczek, które same muszą płacić za noclegi i wyżywienie, co w skali roku generuje znaczne różnice finansowe – tłumaczy nam Kawa.
Na szczęście od 2025 roku ITF wprowadza zmianę. Dzięki niej zawodniczki w turniejach od 50 tysięcy dolarów będą miały zapewnione zakwaterowanie. Nie wszystko jednak idzie w dobrym kierunku. Widzimy bowiem brak dobrej współpracy między WTA a ITF, co skutkuje decyzjami niekorzystnymi dla zawodniczek.
– Przykładem jest zmniejszenie liczby punktów przyznawanych w mniejszych turniejach. To utrudnia przebicie się do czołówki, bo zawodniczki startujące w większych turniejach mogą zdobyć podobną liczbę punktów, wygrywając zaledwie kilka meczów. Tymczasem w mniejszych turniejach potrzeba zwycięstw w wielu zawodach, aby osiągnąć podobny rezultat. Co więcej, liczba takich turniejów nie rośnie, a te, które są, są bardzo mocno obsadzone. Męskich challengerów i turniejów ATP jest wyraźnie więcej: to więcej miejsc pracy i szans punktowych – wskazuje na problem Kawa.
Jeden błąd może kosztować karierę. Doping i „doping” brzmią jak wyrok
W ostatnich dniach bardzo dużo mówiło się o Idze Świątek, która została zawieszona na kilka tygodni w związku z niewielką ilością trimetazydyny w jej organizmie. Proces swoje trwał, a Świątek przyznała się, że wydała na prawników kilkaset tysięcy złotych. Kawa wspomina, że w pewnych częściach globu trzeba szczególnie uważać. Zakazane substancje czają się bowiem wszędzie, a ich nieświadome spożycie czyha na każdym kroku.
Zobacz: Iga Świątek na dopingu? Afera z podwójnymi standardami
– Nie jesteśmy chodzącymi laboratoriami. Już teraz musimy prowadzić księgowość i zeznania finansowe w wielu krajach, a jeszcze dochodzi obowiązek sprawdzania składników suplementów, posiadania wiedzy skąd pochodzi jedzenie i co można, czego nie można zjeść w danym kraju. W krajach Ameryki Południowej nie mogę zjeść czerwonego mięsa, bo nie wiem, co w nim jest. A to przecież nie ma realnego wpływu na moją kondycję ani na wynik. Śladowe ilości zanieczyszczeń to naprawdę nie jest coś, co może wpłynąć na naszą wydolność. I teraz pytanie: czym właściwie jest doping? Zanieczyszczeniem? Substancją, która zwiększa wydolność fizyczną lub psychiczną? Te granice stały się strasznie zamazane – mówi nam Kawa.
Zawodniczka sprawdza wszelkie certyfikaty i składniki. Nie je żadnych produktów z produktami nieznanego pochodzenia. Unika nawet niektórych batonów proteinowych, które mogą mieć domieszkę niezweryfikowanego białka. Leki i suplementy również niebezpieczne.
– Jeśli WADA czy ITA radzą, żeby nie brać żadnych suplementów, to to jest absurdalne. Jak można uprawiać zawodowy sport, nie biorąc żadnych suplementów? To po prostu niemożliwe. Korzystam z najlepiej przebadanych i certyfikowanych suplementów, ale w teorii nigdy nie mam 100% pewności. Tak naprawdę często odpowiadamy za błędy, które nie mają wpływu na nasze wyniki – podkreśla nasza rozmówczyni.
Fani pytają, Kasia odpowiada. O pierwszym LIVE na Instagramie
Jak przyznaje nasza rozmówczyni, dopiero uczy się korzystać z mediów społecznościowych w taki sposób, jak robią to najpopularniejsi sportowcy.
– Dziś mogę przedstawić siebie nie tylko jako zawodniczkę, ale również jako osobę. To coś, czego nie dało się zrobić 15 czy 20 lat temu. Wtedy ludzie oceniali sportowca tylko przez pryzmat jego gry, co często prowadziło do niepełnych wniosków – stwierdza Kawa.
Kawa niedawno przeprowadziła pierwszy LIVE na Instagramie. Został odebrany pozytywnie, a sama zawodniczka nie spodziewała się, o co mogą pytać ją fani tenisa. Interesował ich każdy szczegół: od przygotowań do meczu, aż po sposób pakowania się na turnieje za oceanem.
– Jednym z największych zaskoczeń były pytania o moje przygotowania do meczu – jak to wygląda w praktyce, co jem, jak podróżuję czy jak się pakuję do walizek. Dla mnie te rzeczy są oczywiste, bo robię je od lat – mówi nam Kawa.
Social media to również niestety krytyka ze strony anonimów.
– Anonimowa krytyka potrafi być przytłaczająca. Dlatego ważne jest, aby znaleźć równowagę i własny sposób na korzystanie z tych platform. Ja wciąż szukam swojej drogi i cieszę się, że powoli udaje mi się ją odnaleźć – kończy.
FOT: Argentina Open / Facebook