Pekińska bańka rozłożona na czynniki pierwsze – czy to może się udać?

Odkąd świat sportu mierzy się z koronawirusem, wydawało się, że nie doczekamy bardziej ambitnego projektu od zamkniętej w Disney World NBA. Trudno w to wliczać dziurawą jak szwajcarski ser „bańkę” w Tokio, w której odnotowano prawie 400 zakażeń. Pekińska „zamknięta pętla” ma być jednak na zupełnie innym poziomie – Chińczycy planują zagiąć rzeczywistość i uchronić 11 tysięcy osób przed zarazą. I tu nasuwa się pytanie – czy to ma prawo się udać?

Cała procedura rozpoczyna się jeszcze w domu. Każda z osób szykujących się na podróż do Pekinu ma obowiązek pobrać specjalnie przygotowaną aplikację zdrowotną, która będzie im towarzyszyć aż do zakończenia igrzysk. Codziennie, przez dwa tygodnie przed wylotem, muszą za jej pomocą monitorować temperaturę ciała.

Do samolotu wsiądą dopiero po uzyskaniu dwóch negatywnych testów w okresie 24 godzin. A na lotnisku każdego sportowca, działacza czy dziennikarza przechwytuje pracownik w białym kombinezonie. Po trzecim teście jeden z 4000 samochodów zabiera przyjezdnych do bańki.

Od tego momentu, aż do lotu powrotnego, są zamknięci.

 

Zamknięta pętla… czyli co?

Chińczycy skomponowali olbrzymiej skali projekt, by nie powtórzyć błędów ubiegłorocznych organizatorów. Przede wszystkim jednak chodzi o wyraźny propagandowy sukces autorytarnej partii, która dzięki swojej pętli napręży przed światem muskuły – z jednej strony zamazując kryzys z Wuhan, z drugiej pokazując siłę swojej anty-covidowej strategii.

I rzeczywiście, względem statystyk z reszty świata, Chińczycy notują niskie liczby zakażeń. Polityka „zero-covid” oparta na zamordystycznej kontroli społeczeństwa ma efekty, a rząd zamierza to pokazać. Problem ma jednak nowe imię – Omicron.

Zamiast jednej wielkiej olimpijskiej bańki, zaprojektowano cały system powiązanych mini-baniek. Pierwszą z głównych stref jest centrum Pekinu – szczelnie zamknięte i odgrodzone. To tam odbędzie się ceremonia otwarcia i zamknięcia oraz wszystkie rywalizacje na lodowiskach. W podmiejskim Yanqing startować będą narciarze alpejscy i saneczkarze, a w Zhangjiakou – biatloniści, skoczkowie narciarscy i snowboardziści.

Strefy, oddalone od siebie o nawet 180 km, są połączone szybką koleją ze specjalnie wydzielonymi wagonami w pociągach albo autostradami, na których jeden z pasów jest przeznaczony dla autobusów wiozących tych z pętli (inne pojazdy zapłacą mandaty za wjazd).

 

Zamknięta pętla to olbrzymi, złożony system, zawierający obiekty sportowe, sale konferencyjne i 70 hoteli. Cel jest wyraźny – przyjezdni w żadnym momencie nie mają mieć kontaktu z miejscowymi. Zasady są na tyle restrykcyjne, że polecono nawet zachowanie dystansu w przypadku zderzenia drogowego z olimpijskim pojazdem.

Księga zasad

Przede wszystkim – zero kontaktu. Do minimum, według MKOI, mają zostać ograniczone interakcje społeczne – przytulanie, przybijanie piątek czy uściski dłoni. Poza tym standardowo, maseczki są obowiązkowe przez cały czas. Zredukowano nawet kontakt na stołówkach – za obsługę odpowiadają specjalni kelnerzy-roboty.

 

COVID pod stałą kontrolą. Testy, w przeciwieństwie do Tokio, są obowiązkowe i codzienne. Każdy z pozytywnym wynikiem, zależnie od objawów, trafi na kwarantannę lub do szpitala. Co najmniej 10 dni izolacji i 3 negatywne testy z rzędu to warunek konieczny, by powrócić do pętli.

Siedź na… miejscu. Przyjezdni zobaczą Pekin co najwyżej z okien samochodów czy pociągów, bez możliwości jakiejkolwiek interakcji z miejscową społecznością. Poza tym, z wyjątkiem treningów i startów, mogą się przemieszczać jedynie między restauracjami wewnątrz bańki.

To nie czas na rodziny. 20 tysięcy pracowników wewnątrz bańki spędzi w niej cały czas trwania igrzysk, a i po nich odbędą obowiązkową 21-dniową kwarantannę. Oznacza to, że spędzą około półtorej miesiąca z dala od swoich rodzin, omijając przy tym Chiński Nowy Rok, najważniejszy ze świąt narodowych.

A za nieposłuszeństwo… Organizatorzy otwarcie mówią, że złamanie zasad poskutkuje przedwczesnym powrotem do domu.

Czy to ma prawo działać?

Od początku stycznia wykryto 79 przypadków u przyjezdnych na lotniskach, a aż 50 w samej bańce (w tym jeden u sportowca). Mimo to, organizatorzy twardo deklarują, że nic się nie zmieni w obecnym projekcie. COVID jest spodziewany, ale zagrożenie ma zostać zminimalizowane.

Chińczykom przede wszystkim zależy na silnym oświadczeniu – „my umiemy sobie z tym radzić”. Środki, w tym przypadku uświęcające cel, to możliwie najprecyzyjniej rozrysowany projekt ocalenia ciągłości igrzysk. Koszty? Na trybunach nie zasiądzie ani jeden przyjezdny kibic, a ci co wejdą na stadiony, pod nakazem będą siedzieć cicho. Nie zaznamy prawdziwego ducha igrzysk, ale prawdę mówiąc – czy ktokolwiek się go w Pekinie spodziewał?

Fot. Twitter

autor rafał hydzik

Udostępnij

Translate »