TOP5 zawodników PRO na MŚ Ironman

Dwóch Norwegów, Kanadyjczyk, Amerykanin i Polak – to nasze typy na pierwszą piątkę wśród zawodowców podczas nadchodzących wielkimi krokami mistrzostw świata Ironman w Kona. Kto i dlaczego ma największe szanse na walkę o czołowe lokaty?

Na początek mały disclaimer. Mistrzostwa świata Ironman rozgrywane na Hawajach od 1978 roku (z dwuletnią przerwą spowodowaną pandemią) to zawody diametralnie różniące się od innych wyścigów triathlonowych na pełnym dystansie IM (3,8 km pływania, 180 km jazdy rowerem i maraton do przebiegnięcia). Przede wszystkim ze względu na bardzo specyficzne warunki atmosferyczne, wulkaniczny krajobraz, ale też i ogromny prestiż. Stąd też wszelkie prognozy dotyczące wyników przypominają trochę wróżenie z fusów. Dlatego – choć w momencie pisania tego tekstu poniższe typy na TOP5 wydają się całkiem racjonalne – rezultaty na mecie mogą być kompletnie inne.

Rankingi, dotychczasowe osiągnięcia, ostatnie zwycięstwa – to wszystko przestanie bowiem mieć znaczenie, gdy w sobotę 8 października, bladym świtem najlepsi z najlepszych triathlonistów na świecie wbiegną do rozświetlonej pierwszymi promieniami słońca wody w zatoce Kailua-Kona Bay. Zmierzą się nie tylko z konkurentami, ale przede wszystkim z własnymi słabościami, a zwycięży nie ten, kto będzie tego dnia w najlepszej dyspozycji fizycznej, ale ten, kto wykaże się największą siłą mentalną. Niemiec Sebastian Kienle, który zwyciężył w Kona w 2014 roku, ostatnio napisał na swoim koncie na Instagramie: „Myślisz, że jesteś dobrze przygotowany? Jesteś pewny swego? Ten wyścig zniszczy cię jak żaden inny”. I te słowa chyba najlepiej oddają specyfikę hawajskich zawodów.

Spróbujmy jednak – oto jak naszym zdaniem może wyglądać czołowa piątka w rywalizacji mężczyzn podczas MŚ Ironman 2022:

Robert Wilkowiecki

Kamil Gapiński w ostatnim tekście na TheSport.pl, poświęconym polskim sportowcom, za których będziemy trzymać kciuki w czwartek 6 i sobotę 8 października (po raz pierwszy w historii zawody rozłożono na 2 dni) pisał, że „Wilku” znajdzie się na Hawajach w TOP10. Ja pójdę o krok dalej i z pełnym przekonaniem umieszczę go w gronie pięciu najlepszych. Owszem, jest tu duża dawka myślenia życzeniowego, ale naprawdę uważam, że przy sprzyjającym obrocie spraw Robert może sporo namieszać w czołówce i okazać się „czarnym koniem” tego wyścigu.

Po pierwsze, tegoroczny wicemistrz Europy Ironman z Frankfurtu jest w świetnej formie, którą potwierdził zwyciężając na początku września w Poznaniu w mistrzostwach Polski na dystansie IM 70.3, czyli na popularnej „połówce”. Po drugie, uwielbia startować w wysokiej temperaturze, więc hawajski klimat wydaje się wręcz skrojony pod niego i żaden Energy Lab mu nie straszny. Po trzecie, jest na miejscu od kilku tygodni i zdążył już porządnie się zaaklimatyzować, co w przypadku tak specyficznych warunków, jakie tam panują, ma niebagatelne znaczenie. Po czwarte, wspiera go świetny team wybitnych profesjonalistów w swoich dziedzinach – to nie tylko trener Filip Szołowski, ale też osoby, które dbają m.in. o idealne przygotowanie roweru, odpowiednią dietę czy zajmują się fizjoterapią.

Wreszcie, po piąte, wspomniany „mental”. „Wilku” – co potwierdził choćby w Hejt Parku u przywoływanego już tutaj Kamila Gapińskiego – to gość, który ma poukładane w głowie, jest w 100% skupiony na tym, co chce osiągnąć, nie odbiła mu „sodówka” po ostatnich sukcesach i wygląda na zupełnie niezestresowanego. Piotr Baran, menedżer PCG TheSport Team, podkreśla, że wokół Wilkowieckiego budowany jest długofalowy projekt sportowo-biznesowy, a tegoroczne Hawaje to tylko jeden z punktów na drodze do tego celu, a nie cel sam w sobie. 

Na Robercie nie ciąży zatem presja wyniku, bo jest dopiero na początku wieloletniej i – jestem przekonany – wypełnionej po brzegi sukcesami kariery. Co więcej, to pierwszy od 8 lat polski „pros” na Hawajach, więc sama kwalifikacja to już duży sukces. Reasumując, „Wilku” podejdzie zatem do zawodów – mówiąc kolokwialnie – bez „spiny”. I atakując zza pleców największych nazwisk w tym środowisku, może sprawić nam bardzo miłą niespodziankę. Trzymamy kciuki!

Collin Chartier

Nieoczywisty wybór, bo o amerykańskim triathloniście do niedawna słyszeli tylko najzagorzalsi kibice tej dyscypliny. Jest jednak w kapitalnej dyspozycji, co potwierdził wygrywając kilka tygodni temu w świetnym stylu zawody PTO US OPEN, w pokonanym polu zostawiając m.in. Magnusa Ditleva, Sama Longa czy Lionela Sandersa i notując przy okazji skok na 11. miejsce w światowym rankingu PTO.

Znakomity pływak (w przeszłości był członkiem elitarnego klubu NCAP) i świetny biegacz. Jeśli na rowerze czołówka nie odjedzie mu zbyt daleko, jest w stanie powalczyć o najwyższe lokaty. Podobnie jak w przypadku „Wilka”, nie ciąży na nim presja i nikt specjalnie na niego nie stawia. A to może mu tylko pomóc. Mój cichy faworyt tegorocznego wyścigu.

Gustav Iden

Przesympatyczny chłopak i świetny zawodnik. Zasłynął choćby tym, że w 2019 roku wygrał po raz pierwszy w karierze mistrzostwa Świata Ironman 70.3 w Nicei, jadąc na rowerze szosowym, co jest ewenementem, jeśli chodzi o czołowych triathlonistów. 

Z kolei w lipcu bieżącego roku Norweg zwyciężył w naszpikowanych gwiazdami zawodach PTO Canadian Open, wyprzedzając – po pasjonującym wyścigu – swojego rodaka Kristiana Blummenfelta, z którym przyjaźni się i na co dzień trenuje.

To jeden z najzdolniejszych triathlonistów swojego pokolenia i sztandarowy dowód na to, jak znakomicie ma się – wyznaczającą dziś trendy dla reszty świata – norweska myśl szkoleniowa. Iden znakomicie i pięknie technicznie biega, jest wiecznie uśmiechnięty i wyluzowany. Nie sposób mu nie kibicować.

Lionel Sanders

Ulubiony triathlonista wielu kibiców na całym świecie i niesamowicie inspirująca postać, o życiorysie nieco zbliżonym do Jurka Górskiego (którego powinniście kojarzyć z książki Łukasza Grassa „Najlepszy” lub z filmu Łukasza Palkowskiego o tym samym tytule). Sanders – podobnie jak kilkadziesiąt lat temu Górski – przeszedł długą drogę od nadużywania narkotyków do bycia jednym z najlepszych zawodników na świecie.

Kanadyjczyk – w przeciwieństwie do wspomnianego wyżej Idena – biega okropnie. Ale za to jak skutecznie! Jego najmocniejszą stroną jest jednak jazda na rowerze i to może zdecydować o tym, że na Hawajach będzie do końca bił się o zwycięstwo. Sanders dwukrotnie na MŚ Ironman był drugi, jest więc niesamowicie głodny sukcesu. A znając jego nieustępliwy charakter (to największy „walczak” w stawce), możecie być więcej niż pewni, że prędzej padnie na trasie niż odpuści rywalizację o złoty medal. Oj, będzie się działo.

Kristian Blummenfelt

Zaskoczenia nie ma, ale i nie może być. Pierwszy w historii triathlonista, który na przestrzeni 12 miesięcy najpierw zdobył złoty medal na igrzyskach olimpijskich (latem ubiegłego roku w Tokio), by potem w maju bieżącego roku zwyciężyć na mistrzostwach świata Ironman, przełożonych z 2021 roku i przeniesionych do St. George w Utah.

Blummenfelt swoją siłę pokazał, deklasując rywali, kilka tygodni temu podczas prestiżowych zawodów Collins Cup na Słowacji, gdzie stawili się wszyscy najlepsi w tym momencie triathloniści na świecie. Jest w życiowej formie i jeśli ktoś ma pobić rekord hawajskiej trasy, ustanowiony w 2019 roku przez Jana Frodeno, to tylko popularny „Blu”. Zwłaszcza że ma już na koncie rekord świata MŚ Ironman z tegorocznych zawodów w Utah. 

Inny rezultat Blummenfelta niż najwyższy stopień podium będzie ogromną niespodzianką. Ale jak już wspominałem, to Hawaje, więc tu może zdarzyć się wszystko. Jedno jest pewno – sobotnie zawody będą niesamowite. Nie możecie ich przegapić – początek o 18.25 polskiego czasu.

Fot. Red Bull Content Pool

Udostępnij

Translate »